Kiedy pandemia koronawirusa pomogła rozwinąć hodowlę kóz. Poznajcie Wiktorię, która zaczęła od owiec.. a skończyła ze stadem kóz!
Cześć! Na wstępie powiedz kilka słów o sobie.
Hej, mam na imię Wiktoria i mam 18 lat. Swoją pasję rozwijam w bliskim sąsiedztwie Opola. Wieś, z której pochodzę, gwarantuje niezwykły spokój, ale jednocześnie daje możliwość rozwoju. Oprócz hodowli kóz, jestem jeszcze uczennicą trzeciej klasy technikum. Uczę się w kierunku technik handlowiec.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z hodowlą kóz? Dlaczego właśnie te zwierzęta?
Wszystko zaczęło się w czasie pandemii koronawirusa. Z nudów zaczęłam zaglądać do owiec, które miał kuzyn. Szybko też kupiłam swoje. Jednak owce nie spełniały moich oczekiwań, postanowiłam szukać dalej… i kupiłam kozy.
Początkowo, mając trzy kozy, miało to być hobby, jednak dokupując kolejne zwierzęta przerodziło się to w hodowlę.
Dlaczego właśnie te zwierzęta, to jest dobre pytanie (śmiech), przyciągnęły mnie one swoim wyglądem, ale też faktem, że dają zdrowe mleko.
Co jest najtrudniejsze w hodowli kóz? Są wymagające?
Najtrudniejsza jest systematyczność i codzienna opieki nad nimi. Będąc dzieckiem nigdy nie mieliśmy zwierząt gospodarskich, wszystko to było dla mnie nowe. Nie można powiedzieć „nie chce mi się, zrobię to jutro”, tylko trzeba iść, wydoić czy nakarmić. Po ponad dwóch latach stało się to moją codziennością.
Niezbędnym minimum jakie trzeba im zapewnić jest na pewno dach nad głową, siano i woda. Oprócz tego jest oczywiście więcej obowiązków. Od czasu do czasu trzeba obciąć racice czy wyrzucić obornik.
Do codziennych obowiązków należy jeszcze dojenie, które wykonuję dwa razy dziennie. Od wiosny do jesieni wypasamy też nasze kozy.
Najpiękniejszym dla mnie czasem jest czas porodów, zazwyczaj mamy go wczesną wiosną. Jest to bardzo intensywny okres, ale jednocześnie bardzo piękny. Uwielbiam patrzeć, gdy rodzą się nowe maleństwa.
Czy Twoje stado składa się tylko z jednej rasy? Masz swoją ulubioną rasę? Dlaczego właśnie ta?
Nie, w mojej hodowli jest kilka ras. Mam m.in. polską białą uszlachetnioną, alpejską, miniaturki. Jednak moją ulubioną rasą są kozy anglonubijskie. Zafascynowały mnie swoją urodą – mają długie uszy. A tak się składa, że odkąd mam kozy, to zawsze marzyła mi się taka z długimi uszami. Długo szukałam tej idealnej dla siebie. Jednego popołudnia przeglądając Internet, natrafiłam na jedno ogłoszenie. Zadzwoniłam tam i umówiłam się po odbiór jeszcze tego samego dnia. Nie mówiąc nic innym domownikom pojechałam po moją wymarzoną kozę, która otrzymała imię Doti.
Prowadzisz w mediach profil @kozi_dworek, skąd pomysł na to?
Nie wszystko chciałam pokazywać na moim prywatnym Instagramie i dodawać tam tyle story i postów na temat kóz, stąd narodził się pomysł na założenie osobnego profilu o tematyce poświęconej tylko kozom i mojemu małemu królestwu zwierząt.
Jak wyglądałoby Twoje życie bez rolnictwa, bez kóz? Czym byś się zajmowała? Masz jakieś inne, nierolnicze pasje?
W dzieciństwie było dużo rzeczy, które chciałam robić. Przede wszystkim zawsze chciałam zostać nauczycielem w przedszkolu. Jednak, gdy w czasie pandemii koronawirusa było zbyt dużo czasu w domu i nudy – wszystko się zmieniło.
Jeśli chodzi o nierolnicze pasje to chyba już takich nie ma, choć jeszcze parę lat temu, przez wiele lat tańczyłam.
Teraz moją pasją są kozy, lecz uwielbiam jeszcze spędzać czas w moim małym ogródku.
Powiedz na koniec, za co lubisz wieś i życie na niej?
Najbardziej kocham wieś za spokój, bliskość natury i ciszę. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzieś indziej. Chodząc do szkoły w mieście nie czuje się tam tak dobrze, jak na kolorowej, pełnej natury wsi.