Młyn wodny lub wiatrak na polskiej wsi był obiektem szczególnym. Z jednej strony bez wątpienia był on świadectwem technologicznego postępu. Z drugiej natomiast, swoim wyglądem i nie do końca dla dawnych chłopów oczywistymi zasadami działania, wiejski wiatrak czy też młyn był dla nich obiektem i miejscem pełnym tajemniczości i magii. Bywało więc nawet tak, że młynarzy posądzano o konszachty ze słowiańskimi demonami, a nawet z samym diabłem. Co dodatkowo wzmagała zazdrość wynikająca z tego, że młynarzy, już od średniowiecza, zaliczano do wiejskiej elity.

Nie każdy mógł go mieć

Do wzniesienia wiatraka lub młyna, z obiektami im towarzyszącymi, niezbędne było współdziałanie rzemieślników kilku specjalności. Dlatego też tego rodzaju przedsięwzięcia zaliczano do inwestycji kosztownych, a koszt budowy młyna (XIII w.), porównywalny był z ceną zakupu sporych rozmiarów wsi. Natomiast obsługa i konserwacja pracującego młyna wymagała sporych umiejętności i organizacji, a zainwestowane w jego budowę środki zwracały się dopiero po wielu latach pracy.

Nic więc dziwnego, że z czasem ludzie obsługujący tego rodzaju obiekty zyskiwali niezbędne doświadczenie i wiedzę, co sukcesywnie doprowadziło do wyodrębnienia się oddzielnej rzemieślniczej grupy zwanej młynarzami. Dodajmy też, że przydatność młynarzy dla wiejskich społeczności podwyższała ich status prawny. Wiązało się to także z odpowiednimi zyskami i nowymi umiejętnościami. Ostatecznie więc, wielu młynarzy nabywało nieczęstą w dawnych wiekach, umiejętność czytania i pisania. Młynarze mieli też możliwość utrzymywania innych niż chłopi kontaktów z osobami uprzywilejowanymi, a co za tym idzie zyskiwali szerszy ogląd świata, co wpływało też na sposób ich zachowania.

Przełom w XII wieku

Jak zauważają badacze tematu, młyny poruszane siłą wody pojawiły się w Polsce na początku XII wieku, a rozpowszechniły się w okresie gospodarki czynszowej. Początkowo siłę młyńskich kół wykorzystywano jedynie w gospodarstwach klasztornych. Dodajmy też, że budowa i rozpowszechnianie wykorzystania młynów nie przebiegała w dawnej Polsce równomiernie. Na Pomorzu, w Wielkopolsce, na Śląsku i w Małopolsce młyny wodne były bardziej powszechne niż na  Kujawach czy też na Mazowszu. Zdecydowaną większość młynów lokalizowano nad małymi rzeczkami, co wynikało z łatwiejszej budowy urządzeń technicznych prowadzących wodę. Ciekawym wyjątkiem były tu obszary górskie i podgórskie, gdzie koła młyńskie były ważnym elementem pozyskiwania energii z wody. Było tak dlatego, że liczne górskie strumienie zapewniały dostateczną ilość energii dla poruszania rozmaitych urządzeń.

Pierwsze polskie wiatraki

Pierwsze wzmianki o pojawieniu się młynów wietrznych na terenie dzisiejszej Polski pochodzą z XIII wieku. Wiatraki budowane były na terenach równinnych i słabo zalesionych, wyeksponowanych na działanie wiatrów o kierunku wschód-zachód. Informacje na ten temat czerpano z obserwacji kształtu i pochylania koron drzew. Ponieważ działalność tych konstrukcji była w bardzo dużym stopniu uzależniona od działania sił przyrody, mówiło się, że aby zarobić młynarz musi usłyszeć wiatr, nawet ten wiejący z prędkością czterech metrów na sekundę. Świadczy o tym znane powiedzenie „czujny jak uszy młynarza”.

Najstarszym typem młynów wietrznych był wiatrak kozłowy. Charakteryzował się on lekką, szkieletową konstrukcją ścian obitych deskami. Korpus budynku był osadzony tak, aby mógł się obracać na mocnej, nieruchomej podstawie zwanej kozłem. Od tego też rozpowszechniła się nazwa całego urządzenia. Tak o wyposażeniu tych wiatraków pisał w 1690 roku Stanisław Solski: „Wiatraki mają części przedniejszych siedm: 1. Stolec, na którym się cały młyn obraca; 2. Dyszel, którym się obraca do wiatru; 3. Skrzydła; 4. Wał w głowie trzymający skrzydła; 5. Koło waleczne w tymże wale do góry stojące; 6. Zastawkę tamującą obrót skrzydeł i kamienia; 7. Cewy na górnym wrzecionie obracające kamień; 8. Wrzeciono spodnie, które dźwiga kamień”.

Wiatrak Leonarda da Vinci

W XVI wieku w Polsce pojawił się natomiast nowy model wiatraka, zaprojektowany przez Leonarda da Vinci, w którym obracała się tylko drewniana głowica ze skrzydłami (czapa). Wsparty na fundamentach korpus pozostawał nieruchomy, dzięki czemu można go było budować z cegły lub kamienia. Konstrukcja ta rozpowszechniła się zwłaszcza na terenie dzisiejszej Holandii i stała się tak znamiennym elementem tamtejszego krajobrazu, że zaczęto ją nazywać holendrem. W Polsce wiatraki tego typu zaczęły pojawiać się w XVII wieku.

Natomiast w XIX wieku upowszechnił się najmłodszy typ wiatraka – paltrak, który łączył w sobie cechy swoich dwóch poprzedników. Jego korpus poruszał się za pomocą rolek na okrężnym torze jezdnym, natomiast całość wspierał umieszczony pośrodku słup. Paltraki budowano dość często na Pomorzu, Warmii i Mazurach oraz w Wielkopolsce. Najstarszy egzemplarz pochodził prawdopodobnie z 1754 roku i był umiejscowiony we wsi Sowa. Z kolei z przełomu XVIII i XIX wieku pochodzi paltrak z Babimostu na Ziemi Lubelskiej.

Jedna trzecia dla młynarza

Regułą dotyczącą opieki nad młynem było to, że młynarze zawierali umowy z właścicielami gruntu na którym ustawiono tego rodzaju obiekt. Jego właścicielowi (zazwyczaj szlachcicowi, dziedzicowi), młynarz zobowiązywał się regularnie przekazywać ustalony czynsz, głównie w pieniądzach i w naturze. Do obowiązków młynarza należało także zmielenie pańskiego zboża zebranego przez wykonawców pańszczyzny i dostarczenie mąki do dworu.

Tradycją w wielu regionach dawnej Rzeczypospolitej było również to, że młynarze czynsz opłacali raz w roku, zwyczajowo w dniu 11 listopada, czyli w dzień świętego Marcina, który był też niebiańskim patronem tego zawodu. Zasadą przy podziale należności było również to, że jedną trzecią korzyści z pracy w młynie, młynarze mogli zachować dla siebie, co stanowiło silną podstawę ich dobrobytu i statusu.

Pierwszy państwowy podatek

Od średniowiecza, aż do II. połowy XVIII wieku, młynarze musieli wywiązywać się ze swoich obowiązków w stosunku do miejscowych feudalnych panów. Sytuacja ta zmieniła się natomiast po  1776 roku, kiedy to poszukująca środków na reformy, Rzeczpospolita Obojga Narodów obłożyła młynarzy podatkiem na rzecz Skarbu Państwa. Przy czym podatek ten ustanowiono od koła młyńskiego, przez co zwano go „młynowym”.

Co ciekawe, zgodnie z zachowanymi dokumentami z tamtego okresu, wysokość tego podatku uzależniono od szacowanej siły wody. I tak kolejno: młyn nad „wielką wodą” zobowiązany był do opłacania dziesięciu złotych polskich rocznie. Od młyna nad „średnią wodą” młynarz musiał zapłacić roczną opłatę w wysokości ośmiu złotych. Natomiast od młyna nad „małą wodą” płacono złotych polskich sześć. A już od obiektu nad „wodą niewielką” jedynie cztery złote.

Młyn a „Spichlerz Europy”

Dawne prawo i obyczaj dopuszczały co prawda możliwość zakupu młyna przez pracującego w nim młynarza. Jednakże, tak jak już wspomniałem, prawo do ziemi, na której młyn lub wiatrak był zbudowany przez długie wieki należało do właściciela. Wiązało się to z problemami w sytuacjach, które wymagały przeniesienia młyna w bardziej dogodne do pracy miejsca np. tam gdzie występował szybszy nurt strumienia, czy też, w przypadku wiatraka, była bardziej wietrzna okolica. W takich momentach, młynarz musiał uzgodnić tego rodzaju zmiany z właścicielem gruntów. Warto też wiedzieć, że w czasach świetności Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czyli w XVI wieku, kiedy handel zbożem był podstawą niebywałego dobrobytu i siły naszego państwa, a Rzeczpospolitą nazywano „Spichlerzem Europy”, prawo ustanowione przez ówczesny Sejm RON, stanowczo zakazywało młynarzom sprzedaży lub zastawu młynów bez zgody miejscowych właścicieli ziemskich.

Podsiębierne i nasiębierne

Dodajmy też, że w XVI wieku, w dawnej Polsce pracowało aż 3000 różnego rodzaju kół wodnych poruszających wewnętrzne przyrządy młyńskie. Najstarszym typem było koło podsiębierne napędzane przez prąd wody od dołu. Krokiem w kierunku unowocześnienia było koło nasiębierne, używane początkowo przy naturalnej różnicy poziomów zapewniającej spadek wody na koło z góry. Natomiast duże młyny wyposażano w kilka kół, poruszających różne pary kamieni mielących. W młynach oprócz mąki wyrabiano również kaszę, mielono korę dębu do garbowania skór, folowano sukno, a nawet przecierano drewno.

Złe strony młyńskiej arendy

Oprócz możliwości zakupu młyna dawne prawa dopuszczały też możliwość jego wydzierżawienia.  Młynarz stawał się wówczas „arendarzem”. Bywało też dość często, że możliwość dzierżawienia młyna przechodziła z ojca na syna, co stwarzało możliwość przekazywania i doskonalenia umiejętności przez kolejnych młynarzy. Był to wielki plus na korzyść jakości wykonywania tego niełatwego zawodu. Niestety, w życiu często bywa tak, że nad jakość czyjejś pracy i dbałości o powierzony mu obiekt, jego właściciel przedkłada doraźną korzyść. Stąd też właściciele ziemscy czasem woleli przekazywać młyn „arendarzom”, zawierając z nimi jedynie kilkuletni kontrakt, którego warunki można było później renegocjować na gorsze lub poszukać innego „tańszego” młynarza.

W powyższym akapicie sceptycznie odniosłem się do „zalet” dawnych, krótkoterminowych –  paroletnich młynarskich kontraktów „arend”. Jest tak też dlatego, że do tego by właściwie wykonywać swoje obowiązki, dawni młynarze musieli bardzo dobrze znać tajniki budowy i obsługi młyna. Często też konkretny młyn, czy wiatrak, miał swoje techniczne sekrety. Były to w gruncie rzeczy, bardzo specyficzne mechanizmy, których właściwe funkcjonowanie zależało od miejscowego, niepowtarzalnego układu grobli i kanałów wodnych, posadowienia koła, czy też rodzaju i przebiegu rzecznego nurtu, albo – w przypadku wiatraków – ich usytuowania i ustawienia w stosunku do kierunku i występowania wiatru.

Wszystko na głowie młynarza

Niezwykle ważną kwestią była zatem znajomość sposobów utrzymania i konserwacji młyńskiego koła, mechanizmów przenoszenia siły z obrotu koła (albo śmigów), a także samych urządzeń przemiałowych. Dodajmy również, że przez całe wielki, jakiekolwiek warsztaty naprawcze po prostu nie istniały, a cały trud związany z utrzymaniem młyna (czy wiatraka), w sprawności spadał na młynarza i tych ludzi (rzemieślników), a nawet chłopów do pomocy w fizycznych pracach, których to udało się młynarzowi przekonać do współpracy. Dodajmy, że tego rodzaju zadania, czyli: obsługa, konserwacja, utrzymanie i naprawy młynów były dla młynarzy i ich pomocników niemal codziennością. Szczególnie, że młyny były obiektami mocno eksploatowanymi. Było tak dlatego, że urządzenia te w wielu przypadkach musiały obsługiwać duże połacie upraw. Natomiast naprawy młynów, w tym np. odnowy i wymiany zużytych części do koła młyńskiego, podjąć się mogli jedynie wykwalifikowani młynarze, a przecież części kół szybko się ścierały podczas mielenia ziarna. Kamienie te należało więc regularnie ostrzyć i to nie rzadko, bo co najmniej raz w tygodniu, a ich ostrzenie polegało na nacinaniu bruzd na ścierającej się części młyńskich kamieni.

W epoce nowożytnej przeważały młyny mączne. Mniej liczne były młyny tartaczne, papiernie, browary, choć i one miały duże znaczenie gospodarcze. Natomiast nad Wisłą postawiono niewiele młynów rudnych i kuźniczych. Powstawały one najczęściej w pobliżu miejsc, gdzie wydobywano rudy żelaza, a nad Wisłą takie pokłady trudno byłoby odnaleźć.

Jak młynarz z diabłem

Zawód młynarza w postrzeganiu dawnych chłopów powiązany był z wiarą w nadprzyrodzoną moc. Było tak dlatego, że w trakcie wykonywania swojej pracy młynarze wielokrotnie wykonywali czynności, które wraz z elementami technicznego wyposażenia młynów, wydawały się bardzo tajemnicze. Niezrozumienie różnego rodzaju brzęków, stuków i pisków spotęgowane kołysaniem się całego budynku (w czasie jego funkcjonowania) bardzo intensywnie oddziaływało na psychikę i wyobraźnię prostych, niewykształconych mieszkańców wsi.

W efekcie młynarzy utożsamiano z czarownikami dysponującymi umiejętnością stosowania różnych zabiegów magicznych. Właścicieli wiatraków proszono więc o leczenie zawiania, oddalenie wichru czy też burzy. Wierzono również mocno w ich tajemną wiedzę o tym żywiole. Z kolei młynarzom wodnym, zgodnie z wierzeniami dawnych chłopów, pomagały wodniki, czyli wodne demony, którym jeszcze na przełomie XIX i XX wieku składano rozmaite ofiary. W mniemaniu młynarzy miało to zabezpieczyć groble i budynki młyńskie od zniszczenia. Natomiast „zamówiona woda” (nad którą odprawiono magiczne obrzędy), mogła być stosowana do leczenia lub nasłania choroby.

Swój „obcy”

Tak jak już wspominałem, młynarze na dawnej wsi byli postrzegani jako „obcy” we własnej grupie. Żyli oni co prawda na „wspólnym” z chłopami terytorium, ale należeli też do tego „lepszego”, czyli kulturowo „obcego” świata. A stosunek dawnych chłopów do obcych we własnej grupie był ambiwalentny. Młynarz budził więc u nich jednocześnie niepokój, lęk, grozę, ale też szacunek i fascynację. Efekt ten niwelował autorytet i znaczenie młynarzy w społecznej strukturze polskiej wsi, chociaż z drugiej strony wysokie umiejętności techniczne młynarzy oraz ich wiedza z zakresu rolnictwa, fizyki czy mechaniki umiejscawiały ich w grupie „obcych”.

Co z tego zostało?

Choć w wielu miejscach w Polsce zachowały się, w lepszym lub gorszym stanie, wiatraki czy też młyny, a obiekty te są często ozdobą i chlubą skansenów obrazujących życie na dawnej polskich wsi, albo też, w odrestaurowanych wiatrakach lub młynach, przestrzeń dla swej twórczości i pracy znaleźli ludowi artyści, to jednak obecnie, obiekty te są jedynie wspomnieniem swych dawnych funkcji.

Nie przekreślałbym jednak ich przydatności do końca, bo w świetle zachodzących obecnie technologicznych przemian i coraz bardziej intensywnego poszukiwania alternatywnych źródeł energii, czy też lokalnie stosowanych technologii, wiatraki i młyny mogą do nas powrócić w innej odsłonie. Ale czy, i w jakim stopniu, będą one podobne do swych poprzedników, to się dopiero okaże. No cóż… poczekajmy, życie przecież tak często nas zaskakuje, a fortuna zwykła toczyć się kołem, może więc tym razem, przychyli się ona i do młyńskiego koła albo wiatracznego śmigła.

Źródła:
Adamczewski, J.: Młynarstwo magiczne. Wrocław : Wydaw. PTL, 2005.

Baranowski, B.: Polskie młynarstwo. Wrocław, Wyd. Ossolińskich, 1977.
Skuza, Z. A.: Ginące zawody w Polsce. Warszawa : Sport i Turystyka – Muza, 2006.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!