Niektórzy jej źródeł doszukują się w starożytności, zawdzięczając pewne jej podwaliny Aztekom. Sama akwaponika liczy jednak około 50 lat. Spopularyzowana w latach 80. ubiegłego wieku przez badaczy z University of Virign Island, powoli i bez skupiania na sobie nadmiernej uwagi przenika do rolniczego świata.
Tę nowatorską formę uprawy można spotkać prawie na całym świecie, choć są to pojedyncze ośrodki, takie jak np. Hawaje, Kalifornia czy Australia. Akwaponika łączy w sobie hodowlę flory oraz fauny wodnej. Działa na zasadzie zamkniętego koła ̶ ryby zapewniają dostęp do nawozu, a rośliny oczyszczają dla nich wodę. Ważną funkcję pełnią tam również bakterie, dzięki którym możliwe jest przekształcenie amoniaku w azotany. Do najczęściej spotykanych, hodowanych gatunków zalicza się: tilapia, sum, węgorz, dorsz, sandacz i inne. W przypadku roślin są to m.in. rzeżucha wodna, bazylia, pietruszka, róża, pomidor, truskawka czy kalafior.
Do niepodważalnych zalet akwaponiki należy zaliczyć jej całoroczny charakter, zmiany pogody czy pory roku nie są więc zmorą hodowców. Nie stosowane są sztuczne nawozy i chemiczne opryski. W porównaniu do rolnictwa konwencjonalnego zużycie wody jest nieduże, podobnie jak ilość wygenerowanych odpadów. Nie jest to jednak wynalazek wolny od wad. Stworzenie konstrukcji umożliwiającej hodowlę akwaponiczną niepozbawione jestwysokich kosztów. Wystąpienie chorób i szkodników wiąże się z ograniczonym polem działania, z racji niemożności użycia środków chemicznych. W takim systemie uprawy najlepiej sprawdzają się rośliny szybkorosnące, co sprawia, że potencjalny hodowca ma ograniczony wybór.
Akwaponika jest niewątpliwie ciekawym tematem do dyskusji. Czy w dzisiejszej dobie rosnącej popularności ekologii i upraw organicznych można mówić o ugruntowanej, świetlanej przyszłości dla niej? Czy jest to pomysł niemający racji bytu, który z czasem zaniknie? A może wśród naszych czytelniczek i czytelników jest ktoś, kto miał (lub ma) do czynienia z taką formą hodowli?