Tym razem będzie trochę nietypowo. Po raz pierwszy na łamach Agrokultury poruszymy temat pożarnictwa, a dokładniej Ochotniczych Straży Pożarnych. Zatem do dzieła!

Według doniesień historycznych pierwsza straż pożarna na świecie powstała w szóstym roku naszej ery w Rzymie. Z kolei pierwsze wzmianki o zawodowej straży pożarnej w Polsce pochodzą z połowy XVIII wieku. Współczesne straże pożarne, zarówno te zawodowe jak i te zrzeszające ochotników, w przeciwieństwie do pierwszych organizacji tego typu, mają znacznie szerszy zakres obowiązków. Oczywiście walka z pożarami różnego typu jest oficjalnie wpisana w nazwę formacji, ale w obecnych czasach przeważająca liczba interwencji to tzw. miejscowe zagrożenia. Pod tym pojęciem kryją się np. kolizje i wypadki drogowe, złamane drzewa, krowy uwięzione w bagnie czy inne zwierzęta w dziwnych miejscach. Mógłbym tak wymieniać jeszcze dłuższą chwilę, ale nie chcę was zanudzać. Mniej lub bardziej nietypowe akcje to temat na inną opowieść.

Na straży patriotyzmu

Na dobrą sprawę znakomita większość z obecnie działających OSP zaczęła działać po pierwszej wojnie światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przyznam się szczerze, że dopiero niedawno dowiedziałem się czemu akurat te dwa fakty historyczne są ze sobą związane. Na marginesie, dla osób nieco interesujących się przeszłością polecam kanał Irytujący Historyk na YouTubie. Otóż okazuje się, że w czasach kiedy Polski nie było na mapach, zaborcy niespecjalnie zgadzali się na to, aby mieszkańcy wsi i miasteczek, czy nawet większych miast sami organizowali się w celu walki z pożarami. Wtedy niemal każde polskie stowarzyszenie było solą w oku obcych mocarstw. Ochotnicze Straże Pożarne pod wieloma względami były i nadal są ostoją lokalnego patriotyzmu. Z jednej strony fakt, że społeczeństwo samo potrafi zorganizować się i podjąć walkę z pożarami i (określę to bardzo literacko) innymi żywiołami jest świetnym przykładem jego obywatelskiej dojrzałości. Drugi aspekt to mundurowy charakter formacji, gdzie kultywowanie tradycji patriotycznych jest niemal oczywiste. Sztandary z patronem (św. Florianem) i patriotycznymi hasłami, orzełek na czapkach (zarówno tych odświętnych, jak i noszonych na co dzień), cały ceremoniał, czy udział w świętach lokalnych i państwowych. Jak łatwo się domyślić, okupantom niezbyt podobała się taka działalność. Dlatego właśnie szeroka działalność społecznych organizacji ratowniczych mogła się spopularyzować dopiero po 1918 r.

Gdy zawyje syrena

Członkostwo w Ochotniczej Straży Pożarnej, jak sama nazwa wskazuje, jest w pełni dobrowolne. Tak samo jak udział we wszelkich akcjach ratowniczych czy innych działaniach. W przeciwieństwie do Państwowej Straży Pożarnej, ochotnicy nie przebywają cały czas w budynku naszej jednostki. Najprościej mówiąc robią to co, robią przeciętni obywatele naszego kraju – np. prowadzą gospodarstwa rolne czy pracują na „normalnym” etacie. Wszystko zmienia się w chwili, gdy zostaje ogłoszony alarm. Wieloletnią tradycją jest wzywanie strażaków za pomocą syreny elektrycznej, której charakterystyczny dźwięk słychać z kilku kilometrów. W dzisiejszych czasach dołączają do niej nowocześniejsze metody np. wysyłane automatycznie SMS-y czy aplikacje na smartfony, gdzie dostajemy informację o powodach wszczęcia alarmu. Niezależnie od sposobu w jaki dowiemy się o konieczności wyjazdu do akcji, po otrzymaniu tej informacji rozpoczyna się dynamiczny ciąg zdarzeń, którego pierwszym elementem jest wyrzut adrenaliny. Ząb po wizycie u dentysty przestaje boleć, a katar, przez który od rana odechciewa się żyć przestają być problemem. Kolejny etap to szybka analiza: jak daleko jestem od remizy i czy czuję się na siłach do wyjazdu. Jeśli odpowiedź na oba pytania jest twierdząca, nie pozostaje nic innego jak szybko się do niej udać.

„Nomex i hałer”, czyli bezpieczeństwo przede wszystkim

Gdy już jesteśmy na miejscu wypadałoby przebrać się z „cywilnych ciuchów” w ubranie specjalne, które w żargonie zyskało określenie „Nomex”. Pochodzi ono od nazwy trudnopalnej tkaniny z jakiej najczęściej jest uszyte. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, ubrania specjalne występują w dwóch wersjach: ciężkiej i lekkiej. Pierwsza z nich, poza wyższą masą ma za zadanie m. in. chronić ciało strażaka przed promieniowaniem cieplnym podczas pożarów. Niestety bariera termiczna działa w dwie strony – czyli mówiąc obrazowo pot cieknie po plecach (i tam trochę niżej) bardzo często. Dlatego też, od kilku lat podczas zdarzeń innych niż pożary można używać tzw. wersji lekkiej, pozbawionej warstwy izolacyjnej. Drugim nieodzownym elementem ochronnym jest hełm (a nie kask!), zabezpieczający głowę ratownika. Z kolei jego żargonowe określenie to właśnie „hałer”. W tym przypadku akurat nie wiem, skąd wzięła się ta nazwa. Trzeci, równie ważny składnik to ochrona dłoni – w postaci rękawic, które podobnie jak hełmy występują również w odmianie „pożarowej” i „technicznej” (zwykle wygodniejszej w użyciu, i dozwolonej do wykorzystania tam, gdzie nie działają wysokie temperatury). Mógłbym wymienić jeszcze kilka elementów ochronnych, o bardziej specjalistycznych zastosowaniach (czyli zabezpieczających przed konkretnym zagrożeniem, np. ciężki kombinezon gazoszczelny stosowany w ratownictwie chemicznym), ale tekst zaczyna się niebezpiecznie wydłużać. Tę część podsumuję tak: nie zawsze jest komfortowo, ale ma być bezpiecznie. A przynajmniej w teorii…

Ruszamy do akcji!

Cały zastęp (czyli załoga wozu) jest już regulaminowo ubrany, można więc przystąpić do działania. Zanim opuścimy garaż dowódca (czyli kierownik tego zamieszania) powinien za pomocą radiotelefonu skontaktować się z dyżurnym Stanowiska Kierowania PSP i dowiedzieć się co dokładnie jest powodem wezwania, a także przekazać, którym wozem i w ilu osobowym składzie wyjeżdżamy. Po przybyciu na miejsce, również drogą radiową powinno się przekazać informację o zastanej sytuacji (np. liczbie osób poszkodowanych) i określić czy jesteśmy sobie w stanie poradzić sami, czy potrzebujemy wsparcia kolegów z innych OSP, czy też zawodowców. Często zdarza się tak, że na miejscu jest wystarczająca liczba strażaków, ale brakuje specjalistycznego sprzętu np. drabiny samochodowej lub podnośnika koszowego (tzw. zwyżki). Niejednokrotnie współpracujemy z innymi służbami – Policją, Pogotowiem Ratunkowym, Pogotowiem Energetycznym itd. Inna kategoria wyjazdów to fałszywe alarmy. Te wywołane w dobrej wierze (np. ktoś zauważył dym na dachu, a okazuje się, że pochodzi on z komina i nic złego się nie dzieje) oraz te będące skutkiem głupiego żartu, nieodpowiedzialnego spożycia alkoholu i im podobnych. Cóż, każdy alarm wszczęty z dobrymi intencjami, jeśli okaże się fałszywy, mimo wszystko jest pozytywnym zjawiskiem – oznacza, że ktoś czuwa nad bezpieczeństwem innych!

Słowem podsumowania

Ochotnicze Straże Pożarne, które najczęściej kojarzą się z mniejszymi miejscowościami (a działają również w większych miastach, a nawet w stołecznej Warszawie) na stałe wpisały się w polski krajobraz. Przez ostatnie kilkanaście lat, w skali całego kraju zaszło w nich wiele pozytywnych zmian. Wraz z coraz nowszym wyposażeniem i profesjonalizmem działań zanikają krzywdzące stereotypy. Wiele dobrego zrobiły ogromne nakłady finansowe, czynione rokrocznie przez samorządy, urzędy centralne jak i rzeszę ludzi dobrej woli. Jednak to wszystko nie byłoby możliwe bez pasji i zaangażowania prawdziwej armii społeczników, do których od jakiegoś czasu sam się zaliczam.

 

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!