Co jakiś czas słyszymy o robotach polowych, które mają stać się bezobsługowymi ciągnikami czy minimalistyczną wersją samojezdnych maszyn rolniczych. Koncepcji jest kilka (o ile nie kilkanaście), ale na chwilę obecną żaden z producentów nie oferuje tych maszyn seryjnie. I pewnie minie jeszcze kilka lat zanim ten stan rzeczy się zmieni. Zapraszam do lektury kilku moich prywatnych przemyśleń na ten temat.

Rok 2021 z wielu niekoniecznie ze sobą powiązanych przyczyn, uważam za specyficzny, dziwny, pokręcony itd. Właściwie jest jeden przymiotnik, który idealnie oddaje moje odczucia, ale niestety jest zaliczany do katalogu słów powszechnie uznawanych za wulgarne i obraźliwe. I nie chodzi wcale o to, że w październiku skończę 25 lat, nadal trwa całe zamieszanie ze znanym wszystkim wirusem, a o to, że co chwilę słyszę (a raczej widzę i piszę) o kolejnych prototypach robotów polowych i autonomicznych (czyli takich, które pracują bez udziału kierowcy) ciągników. A żeby było ciekawiej, to jeden z nich widziałem ostatnio na żywo podczas pracy (a właściwie jazdy, bo było za mokro żeby pracować w polu i pokaz odbył się na utwardzonym placu). Mimo wszystko, zobaczyłem możliwości współczesnej techniki rolniczej. I wtedy też, zadałem sobie pytanie, gdzie w tym wszystkim jest haczyk.

Autonomia czy automatyzacja?

Jednym z producentów aktualnie toczącym walkę z technologiami autonomicznymi jest spółka Horsch. Jedną z jej wyjątkowych cech jest to, że pomimo działania niemal na całym świecie i rocznych obrotów ponad 500 mln euro, jest to nadal firma rodzinna. Oprócz założyciela Michaela Horscha i jego żony Corneli, w zarządzie zasiada również brat Michaela, Philip. W jednej ze swoich wypowiedzi postanowił się on odnieść do zagadnień robotyzacji rolnictwa. I tak jego zdaniem wiele rozwiązań nazywanych pracą autonomiczną to tak naprawdę automatyzacja pracy. Philip Horsch stwierdził dokładnie, że:

Weźmy na przykład ciągnik, który jeździ z GPS-em i może sam zawrócić. Początkowo to jedynie krok w kierunku automatyzacji, ponieważ wciąż potrzebny jest ktoś, kto siedzi w maszynie i ją obsługuje. Autonomia to właściwie jazda bez kierowcy. Oznacza to, że to zupełnie inny pojazd, np. bez kabiny. W tym przypadku bardzo ważne, aby pamiętać, że przed autonomią jest automatyzacja, która zdecydowanie stanowi pierwszy krok. W międzyczasie doszliśmy bardzo daleko, gdyż automatyzacja od lat jest dla nas czymś, nad czym usilnie pracujemy. Jednak musimy jeszcze pokonać wiele przeszkód, zanim będziemy mogli osiągnąć pełną autonomię.

Aby dzisiaj możliwa była praca co najmniej półautonomiczna, konieczne jest zapewnienie bezpieczeństwa pracy. W tym celu niezbędne jest zaplanowanie „wirtualnych ścieżek” po których będzie poruszał się robot i wyznaczenie obszaru, którego granic nie może przekroczyć.

Obecnie rozwiązujemy ten problem wykorzystując do tego celu „kierowcę” pracującego na polu z pilotem w ręku. Jego zadaniem jest monitorowanie i interwencja w sytuacjach awaryjnych. Pilot jest dopuszczony w zasięgu do 500 m – podsumowuje Philipp Horsch.

Inna kwestią są sytuacje losowe. Maszyna może się zapchać, na jej drodze może stanąć zwierzę, człowiek, czy złamany konar drzewa rosnącego na miedzy. Robot musi być więc wyposażony w szereg czujników umożliwiających rozpoznanie przeszkody czy uszkodzenia maszyny. A co najważniejsze, musi zostać stworzone odpowiednie oprogramowanie, dzięki któremu robot będzie wiedział jak zareagować.

Zawiłe prawo

Dużym ograniczeniem są także przepisy i normy prawne. W wielu przypadkach tak samo traktują one drogę publiczną i pole. W tym przypadku jest to trochę dziwne, choćby ze względu na różnicę prędkości jazdy po drodze a pracy w polu. Dlatego też, spółka Horsch nie planuje rozpoczynać sprzedaży rozwiązań autonomicznych na rynki europejskie. Bardziej perspektywiczne są dla nich choćby rynek rosyjski czy kazachski, gdzie średnia powierzchnia gospodarstw jest znacznie większa, a prawo w tym zakresie mniej restrykcyjne. Inna kwestia, jaką poruszył Michael Horsch to nieunikniona zmiana pokoleniowa. Z jednej strony już dzisiaj problemem jest znalezienie wykwalifikowanego operatora ciągników i maszyn rolniczych. A w przyszłości może być to jeszcze trudniejsze. Dzisiejsze dzieci znacznie częściej sięgają po komputery, smartfony tablety itp. Wielu z przedstawicieli najmłodszego pokolenia może nie być wcale zainteresowanych pracą „konwencjonalnymi” ciągnikami. Czy tak się stanie? Tego niestety nie wiem.

Słowem podsumowania

Wbrew temu, co można przeczytać na internetowych forach roboty nie zastąpią rolników całkowicie. Mimo wszystko zmiany są nieuniknione. Mój pierwszy tekst na tym portalu zaczynał się mniej więcej tak: „Kilkadziesiąt lat temu widok konia z pługiem na polu nie był niczym dziwnym. Co nie będzie dziwić za kilkanaście kolejnych lat?” Większość producentów, którzy stanęli do rywalizacji w dziedzinie robotów polowych wie, że przed nimi jeszcze długa droga. Odniesienia do rodziny Horsch pojawiły się tutaj nieprzypadkowo. Otóż to chyba jedyny producent, który otwarcie stwierdził na jakim etapie się znajduje, bez górnolotnych haseł typu „zrewolucjonizujemy rolnictwo”. A na marginesie, to właśnie prototyp robota Horscha był jedynym, jaki widziałem na żywo. Zanim zobaczymy pracujące roboty, jeszcze trochę czasu minie. Mimo wszystko jest to ciekawy temat, choć mam wrażenie, że mocno kontrowersyjny. Nad swoimi robotami pracują też np. Amazone czy polska Unia. Dość mocno zaawansowany jest także holenderski AbBot. Swoje prototypy pokazał również John Deere. Swoją koncepcję pokazali również inżynierowie Mińskiej Fabryki Ciągników, której wyroby są znane obecnie pod marką Belarus.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!