Praca wykonywana w gospodarstwie zazwyczaj kojarzona jest tylko z mężczyznami. A co z kobietami? One nie mogę wykonywać takiej pracy, czy to tylko stereotyp, który należy szybko obalić? Na ten temat rozmawialiśmy z Jolą, młodą rolniczką ze Śląska.

 

Cześć! Opowiedz na początek o gospodarstwie oraz skąd u Ciebie takie zamiłowanie do rolnictwa?

Nazywam się Jola i wraz z mężem od 6 lat prowadzimy gospodarstwo rolne położone w niewielkiej miejscowości Mizerów, w województwie śląskim. Utrzymujemy bydło mięsne, w tym mamki. Uprawiamy również ziemniaki oraz czosnek. Gospodarstwo przejęliśmy po moich rodzicach. Z gospodarstwem związana jestem od dziecka. Tu się wychowałam. Wolny czas spędzałam zawsze w oborze. Chętnie pomagałam rodzicom. Mam dwie starsze siostry i tak się stało, że to ja odziedziczyłam smykałkę do rolnictwa. Zawsze jak miałyśmy obowiązki takie jak sprzątanie czy obrządek w oborze, siostry zamieniały się ze mną, żeby nie doić krów, a mi to było na rękę. Do dzisiaj wole iść do obory niż sprzątać w domu. Także chyba mam to we krwi. No i zawsze mówiłam, że jak dorosnę to zostanę „gospodarką”. No i zostałam!

 

Uprawa czosnku i sprzedaż wianków – teraz już wiadomo skąd pomysł na nazwę profilu, który prowadzisz w mediach społecznościowych (@CzosnkuWianek). Proszę opowiedz więcej o tych wiankach i dlaczego akurat właśnie uprawa czosnku?

Tak, @CzosnkuWianek to moja duma. Pomysł na uprawę czosnku zrodził się w głowie mojego męża, jeszcze przed naszym ślubem. Szukał dodatkowego produktu, który moglibyśmy sprzedawać w naszym gospodarstwie. Padło na czosnek. I tak jakoś zostało. Uprawy czosnku uczymy się do dziś. Każdego roku popełniamy jakiś błąd, który uczy nas co możemy zrobić inaczej żeby było lepiej. Myślę, że jeszcze długa droga przed nami, ale idzie nam naprawdę nieźle. A wianki, to sprawka mojej babci. Przy naszym pierwszym zbiorze, babcia przyjechała na rowerze i powiedziała mi, że swój czosnek suszy w wiankach.Wianek jest zazwyczaj z kwiatków, a ja już oczami wyobraźni widziałam tam czosnek. I tak jak sobie to wyobrażałam, tak to teraz u mnie wygląda. Wszyscy sobie chwalą, a ja musze przyznać, że mi się to też podoba. I co najważniejsze przynosi ogromnie dużo satysfakcji i radości, bo chciałam z tego zrobić coś, co nas wyróżni. Udało się, mamy stałych klientów, którzy mówią „cały rok czekaliśmy na te piękne wianki”. Cieszy mnie, jak opowiadają, że wiszą w kuchni i ozdabiają ich dom.  Największą radość sprawiają mi historie o tym, że wianki były tak ładne, że szkoda ich było niszczyć i tak wisiały. To naprawdę bardzo miłe. Mogę powiedzieć, że ja też czekam cały rok, by móc siąść w tej mojej „czosnkarni” i zawijać, zawijać…

 

Prowadzicie z mężem również hodowlę bydła mięsnego, a pozyskane mięso sprzedajecie bezpośrednio z gospodarstwa. Skąd taka decyzja?

Na sprzedaż mięsa bezpośrednio do klienta zdecydowaliśmy się z paru powodów. Jednym z nich było zainteresowanie ze strony klientów, którzy przyjeżdżali po czosnek. Ciągle pytali, czy sprzedajemy wołowinę. Następnie sami stwierdziliśmy, czemu mamy kupować niewiadomego pochodzenia mięso wołowe ze sklepu, skoro możemy zjeść coś bardzo dobrej jakości. To jest tak jakbyśmy mając kury nioski, jajka kupowali w sklepie. Bez sensu! No i tak począwszy od zgłoszenia w Powiatowej Weterynarii do Rolniczego Handlu Detalicznego, skończywszy na przygotowaniu pomieszczenia do rozbiórki tego mięsa, zajmujemy się tym już od pół roku. Od początku bydło zawozimy do sprawdzonej ubojni, z której odbieramy ćwiartki . Mięso dzielimy u nas wedle życzenia klientów. Na razie idzie nam dobrze, zainteresowanie jest spore. Pracy dużo, ale czujemy satysfakcję, gdy klienci piszą i chwalą za jakość mięsa. To przynosi dużo radości. No i przede wszystkim, jest to zapłacona praca. Teraz powoli dążymy do przekształcenia stada na czystorasowe, bo tworząc nasze stado robiliśmy to jak najtańszym kosztem – kupowaliśmy potencjalne przyszłe mamki, ale mleczno-mięsne. Teraz zakupiliśmy buhaja rasy blonde d’Aquitaine oraz 3 jałówki tej samej rasy. Z buhaja jesteśmy bardzo dumni. Nazywamy go Amigo, jest bardzo spokojny i stał się ulubieńcem wszystkich naszych obserwatorów. Tę rasę wybraliśmy ze względu na dobre przyrosty, łatwe porody, umiarkowane otłuszczenie i smaczne delikatne mięso. No i co tu dużo mówić, ta rasa jest naprawdę piękna.

 

Na profilu pokazujesz co się u Ciebie dzieje w ciągu dnia oraz prace jakie wykonujesz. Skąd w ogóle pomysł, żeby pokazać innym swoje rolnicze życie?

Właściwie nie wiem skąd ten pomysł. Zawsze podczas obrządku jak widziałam, że cielaki albo mamki robią coś śmiesznego po prostu brałam telefon i to nagrywałam. Później robiłam filmiki, które pokazywałam na swojej stronie na Facebooku. Cieszyło się to sporą popularnością. Aż w końcu stwierdziłam, że fajnie jeśli zobaczą to inni „na żywo”. I tak od 1 stycznia tego roku, wyszłam po za strefę swojego komfortu i zaczęłam opowiadać i pokazywać się na Instagramie. Pokazuję co robię, co według mnie jest interesującego w tej hodowli. I myślę, że ludzie przyjęli to z entuzjazmem. Mi też sprawia to ogromnie dużo radości. Dzięki temu rolniczemu instagramowemu światu zdobyłam wielu nowych znajomych. Mamy o czym rozmawiać, doradzamy sobie, śmiejemy się. No i co mnie najbardziej cieszy, dostaje mnóstwo wiadomości od osób spoza branży rolniczej, które oglądają moje rolnicze poczynania i są zadziwione, jak fajnie może być na tym gospodarstwie!

Co należy do Twoich ulubionych obowiązków? A czego nie lubisz robić?

Najbardziej lubię iść do obory rano, popatrzeć czy wszyscy mają się dobrze. Sprawdzić, czy trzeba zaścielić w kojcach, dowieźć jedzenia, pozamiatać. To są podstawowe czynności, które robię codziennie. Bardzo to lubię. Doglądać, czy wszystkie nasze mamki, byczki, jałówki i cielaki mają się dobrze. A w okresie letnim czosnek. Przez całe 3 miesiące dzień w dzień siedzę i zawijam warkocze i wianki. I o dziwo, jeszcze nigdy mi się to nie znudziło. Czasem się śmieję, że ta słynna piosenka o samotnym zawijaniu wianków, była stworzona dla mnie. Ale mi to pasuje! J Lepsze to niż  siedzenie za biurkiem w klimatyzowanym pomieszczeniu. Najmniej lubię pracę z ziemniakami, jest strasznie monotonna, i jak jest robota z ziemniakami, to wiem, że zima jest coraz bliżej, a zimy bardzo nie lubię.

 

Tak jak w każdej branży, tak i w rolnictwie zdarzają się gorsze dni. Co Ciebie zniechęca i deprymuje w wykonywaniu pracy w gospodarstwie?

Na pewno padnięcia zwierząt w naszym gospodarstwie. Początki, gdy zdecydowaliśmy się na bydło mięsne były dla nas bardzo trudne. Były chwile załamania, bo robiliśmy co mogliśmy żeby zapewnić naszym zwierzętom wszystko, czego potrzebowały, a jakiś wirus nas przechytrzył i co rano znajdowaliśmy padniętego cielaka. Ręce opadały. Ale jak to mówię, po burzy zawsze wychodzi słońce. No i na razie dla nas świeci.

 

Hodowla zwierząt to nieodłączny element rolnictwa. Jednak coraz częściej ludzie, zwłaszcza Ci niezwiązani z branżą rolniczą, uważają, że zwierzęta hodowane w gospodarstwach są źle traktowane i przetrzymywane w nieodpowiednich warunkach. Ty na profilu pokazujesz, że jest zupełnie inaczej. Co chciałabyś powiedzieć takim ludziom?

To ciekawe pytanie, bo Ty widzisz to, że nasze zwierzęta są utrzymywane w godnych warunkach, a ja i tak często dostaje wiadomości, że znęcam się nad nimi. Że ta obora, w którą włożyliśmy tak dużo sił, czasu i pracy to dla nich klatka, w której je zamknęliśmy. Ludzie oceniają to co widzą na jednym czy dwóch zdjęciach. Jeśli ktoś mi zarzuca, że znęcam się nad zwierzętami, piszę: „serdecznie zapraszam na tydzień pracy do mojego gospodarstwa”. Przyjedź zobaczyć, jak wiele czasu zajmuje mi przygotowanie jedzenia, nakarmienie, zaścielenie, obserwacja. To jest moja praca, owszem, ale te zwierzęta są wizytówką „mojej firmy”, jaki zysk czerpałabym z tego, gdybym się nad nimi znęcała? Hodowla pochłania ogrom czasu. To nie jest tak, że ja z dnia na dzień powiem sobie „jedziemy na wakacje” albo „dzisiaj nie idę do obory, tak mi się nie chce”, NIE! Ta praca to poświęcenie. Ludzie muszą w końcu zrozumieć, że dzięki nam, rolnikom, mają co jeść, że rolnik nie znęca się nad swoimi zwierzętami. On chcąc mieć z nich zysk, musi o nie dbać.

 

Jak myślisz, dlaczego kobiety na wsi, pracujące w gospodarstwie nadal nie są traktowane poważnie? Czy rolnictwo jest tylko dla mężczyzn?

Oczywiście, że rolnictwo nie jest tylko dla mężczyzn! Myślę, że takie przekonanie wiąże się z tym, że to mężczyźni nadal w większości przypadków jeżdżą ciągnikami. Serio! Myślę, że widząc rolnika w traktorze wszyscy myślą: „to on rządzi tym gospodarstwem”, ale nie widzą ile pracy w funkcjonowanie tego gospodarstwa wkłada kobieta. Nikt nie widzi ile czasu ja siedzę nad dokumentami, ile czasu zajmuje mi objazd po urzędach, zapłacenie faktur, utrzymanie czystości wokół gospodarstwa. To są drobne rzeczy, bez których gospodarstwo nie da rady istnieć. Czasy się zmieniły. Kobieta to już nie tylko kura domowa, ale zaradna bizneswoman. To widać właśnie szczególnie na gospodarstwie. Poznałam w portalach społecznościowych tyle wspaniałych rolniczek! My kobiety naprawdę mamy mnóstwo energii i dzięki nam spojrzenie na rolnictwo może ulec zmianie.

 

Na koniec proszę dokończ jedno zdanie: rolnictwo to dla mnie….?

Rolnictwo to dla mnie ciężka praca, która przynosi mi zysk, ale czasami również stratę. Praca, bez której nie wyobrażam sobie życia.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!