Kolejne koncepcje robotów przeznaczonych do pracy w rolnictwie są coraz ciekawsze. Oto krótka prezentacja holenderskiego robota znanego jako E-robotiller.

Nie tak dawno światło dzienne ujrzał prototyp polskiego robota polowego stworzonego przez Unię i naukowców z Sieci Badawczej Łukasiewicz, a coraz większą popularność w sieci zdobywa pewien holenderski wyrób o niecodziennej aparycji. Z racji konstrukcji kół (dawno temu można by je nazwać drabiniastymi, jaka jest ich obecna poprawna nazwa, przyznam szczerze, nie mam pojęcia) i anteny systemu nawigacji satelitarnej zamocowanej na ramieniu mocno wystającym do przodu, wyglądem przypomina niewielki czołg. Inną wesołą (przynajmniej w języku polskim) ciekawostką jest nazwa stowarzyszenia rolników-pasjonatów, którzy stworzyli robota – brzmi ona H-Wodka. O ile domyślam się, że litera „H” to chemiczne oznaczenie wodoru, to drugi człon nazwy nasuwa mi inne skojarzenia. Wiecie, kreatywność wymaga czasem zasilania odpowiednim paliwem, zawierającym w swoim składzie również wodór.

Zerowa emisja i mniejsze zagęszczenie gleby

Tak jak w przypadku większości podobnych konstrukcji, twórcy chcą na swój sposób zrewolucjonizować rolnictwo. W tym konkretnym przypadku za cel postawili sobie ograniczenie emisji spalin do zera, a także ograniczenie ugniatania gleby (stąd niecodzienne koła) i jak przystało na robota, autonomiczną pracę. Szersze omówienie zacznijmy od końca, czyli od systemu sterowania i podwozia. Jak łatwo się domyślić, patrząc na zdjęcie robota (i o czym w sumie już wspomniałem) robot będzie wyposażony w system nawigacji satelitarnej. Pewnie znajdą się tam też inne czujniki typu radar czy kamera, ale nie mogę znaleźć za wiele na ten temat, nawet po angielsku. Uprzedzając pytania, nie znam żadnego słowa po niderlandzku, a internetowe tłumacze są średnio pomocne w tym zakresie. Na zakończenie tej części dodam jeszcze przysłowiowe dwa słowa o kołach. W starym podręczniku do mechanizacji rolnictwa przeczytałem, że kiedyś nazywano je drabinkowymi. Podobno były stosowane jako zamiennik kół bliźniaczych, więc argument o niskim nacisku na glebę wydaje się być trafiony.

90 kW z wodoru

Zamiast typowego silnika spalinowego czy elektrycznego (z akumulatorami lub kablem), a nawet parowego robot jest zasilany ogniwem paliwowym. W dużym skrócie ogniwo paliwowe to taka ulepszona wersja ogniwa galwanicznego (czyli np. akumulatora). Ogniwo galwaniczne musi zostać wcześniej naładowane, lub tak jak w przypadku akumulatora, doładowywane w czasie pracy, z zewnętrznego źródła energii. Ogniwa paliwowe produkują energię we własnym zakresie, wykorzystując w tym celu reakcje utleniania. Nie znam się za bardzo na chemii, więc nie zamierzam się rozpisywać szerzej na ten temat (zainteresowanych odsyłam do nieprzebranych zasobów Internetu), ale najprościej działanie ogniwa można opisać tak: w wyniku utleniania gazowego wodoru powstaje para wodna i energia elektryczna. W dalszej kolejności para ulatnia się do atmosfery, a energia napędza robota. Łączna moc ogniwa, jaką deklarują twórcy to 90 kW (trochę ponad 120 KM). W chwili obecnej robot z pełną mocą może pracować przez 1,5 godziny. W sześciu 50-litrowych butlach mieści się łącznie 60 m3 wodoru pod ciśnieniem 200 barów.

Do uprawy, siewu i pielenia

Zadania jakie przed robotem stawiają jego twórcy to przygotowanie gleby do siewu, wysiew nasion i późniejsza pielęgnacja plantacji. Póki co nie wiadomo dużo więcej na ten temat, poza tym że narzędzia uprawowe mają pracować pod robotem. Można się domyślać, że nie będą to typowe narzędzia dostępne na rynku, lecz urządzenia dedykowane do współpracy z tym konkretnym robotem. Na tę chwilę ciężko jest mi powiedzieć jak potoczą się losy robota i jakie konkretne zastosowanie znajdzie. Sami twórcy podkreślają, że prezentowana wersja to jeszcze intensywnie testowany prototyp.

Skąd wziąć wodór?

Na marginesie chciałbym dodać jeszcze kilka zdań na temat samego wodoru, jako paliwa rzecz jasna (jak wspomniałem chemik ze mnie mierny). Często możemy spotkać się z określeniem, że jest to paliwo przyszłości. Z jednej strony jego wpływ na środowisko jest niemal zerowy, w dodatku jest dość prosty w produkcji. Z drugiej strony problemem jest bardzo niska liczba stacji paliw i innych obiektów tego typu, gdzie można zatankować gazowy wodór. Ważną kwestią jest natomiast pochodzenie energii elektrycznej potrzebnej do jego produkcji. Mogą być nią paliwa kopalne (tzw. czarny wodór) lub energia odnawialna (zielony wodór). Dobre 10 lat temu koncepcje ciągnika zasilanego wodorem przedstawił New Holland, ale od tamtej pory nie słychać wiele o tym projekcie. W przeciwieństwie do ciągnika zasilanego metanem, który można już kupić, również w Polsce.

Generalnie temat ograniczenia emisji spalin i innych szkodliwych substancji do atmosfery jest bardzo ważny z punktu widzenia całej ludzkości. Tylko szkoda, że tak wielu polityków i idealistów zrzeszonych pod szyldem ekologii przeszkadza w wprowadzaniu rozsądnych rozwiązań, lobbując za tymi mniej lub bardziej absurdalnymi…

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!