Czyli krótka opowieść o tym, do jakich wniosków doszedłem, słuchając ulubionych piosenek w kabinie ładowarki teleskopowej.

Słowo klucz na dzisiaj: komfort. Według Słownika Języka Polskiego jest to ogół warunków zewnętrznych zapewniających człowiekowi wygodę. Drugie ważne słowo to ergonomia. Słownikowa definicja jest strasznie sztywna, więc łatwiej powiedzieć, że głównym celem ergonomii jest projektowanie i budowa narzędzi i maszyn, w taki sposób, aby praca nimi powodowała jak najmniejsze zmęczenie. Trudne słowa zostały wyjaśnione, zatem przejdźmy do konkretów.

Kiedyś to było…

O tym, że praca na roli jest ciężka i wymagająca nie trzeba nikomu przypominać. Praca na roli powinna (przynajmniej moim zdaniem) przynosić też satysfakcję i korzyści inne, niż przysłowiowy garb na plecach. Swoją drogą, chyba nie tylko ja tak uważam, a najlepszy dowód na to znajdziecie w dziale Wywiady. Z drugiej strony równie łatwo natrafić na nostalgiczne (chyba nadużywam literackich słów dzisiaj) wspomnienia dawnej wsi, kiedy to podczas żniw zamiast kombajnów pracowały snopowiązałki albo żniwiarki, a snopy zwoziło się do stodoły koniem i wozem. Nie brałem nigdy udziału w takim przedsięwzięciu, ale w swoim krótkim życiu ułożyłem tyle kostek siana i słomy, że domyślam się jak to wtedy wyglądało… Na szczęście kilka lat temu nasza prasa kostkująca przeszła na zasłużoną emeryturę. Idąc o krok dalej, na różnych internetowych forach i grupach na Facebooku bez większego problemu znajdziemy nieprzebrane ilości komentarzy ludzi, dla których szczytem techniki są ciągniki typu Ursus C-330 czy C-360, a jedyny słuszny kombajn to Bizon Super. A wszelkie nowe konstrukcje to plastikowe wydmuszki pełne zbędnej elektroniki. Jak będzie się czuł operator wspomnianych cudów techniki, a jak tych „plastikowych wynalazków” po 12 godzinach pracy? Bo mam dziwne wrażenie, że w drugim przypadku komfort i ergonomia stoją na trochę wyższym poziomie.

Nie dajmy się zwariować

Jeśli ktoś poczuł się urażony i nie wyczuł ironii, to ostatnie dwa zdania poprzedniego akapitu właśnie nią są. Mam wrażenie, że liczba ortodoksyjnych mechanizatorów stopniowo maleje. Może dlatego, że część z nich przejmuje rodzinne gospodarstwa (lub idzie do innej pracy) i ma coraz mniej czasu na internetowe dyskusje. W czasach kiedy Amerykanie, w przerwach od uprzykrzania życia sowietom zrzucali na polskie plantacje ziemniaków stonkę ziemniaczaną, a podstawową siłą mechanizacji rolnictwa były konie, nawet najprostsze ciągniki były uznawane za cud techniki. Tylko od tamtej pory minęło dobrze ponad 50 lat, a w międzyczasie wspomniani wcześniej Amerykanie wynaleźli np. Internet. Innymi słowy świat poszedł mocno do przodu i od czasu do czasu warto skorzystać z postępu techniki. Bardzo szanuję pasjonatów przywracających do pełnej sprawności mniej lub bardziej zabytkowe ciągniki i maszyny rolnicze. Równie mocno szanuję armię ludzi, którzy projektowali i budowali te maszyny, bez użycia komputerowych narzędzi z jakich korzystają współcześni inżynierowie. Pielęgnowanie tradycji i ratowanie zabytków to bardzo szlachetne zajęcie, ale we wszystkim trzeba znać umiar. Nie każdemu opłaca się kupić nowy ciągnik z pełnym wyposażeniem, ale nie każdy ma ochotę dbać o sprzęt z poprzedniej epoki. Najlepiej uszanować jednych i drugich. Pozory bardzo często mylą.

Z własnego podwórka

Kilka uwag z poprzednich akapitów mógłbym skierować do samego siebie. Tyle, że sprzed dobrych kilku lat. Moje rodzinne gospodarstwo nigdy nie należało do najnowocześniejszych, w sumie nadal tak jest, ale nie uważam żeby był to powód do wstydu! Jeszcze nie tak dawno głównym ciągnikiem był Ursus C-360, rocznik 86’. Dzielnie towarzyszy mu idealny przykład radzieckiej wizji ciągnika rolniczego, czyli Władymiriec T-25, rocznik 83’. Na marginesie uważam, że do prowadzenia ciągników produkowanych na wschód od Bugu powinna uprawniać osobna kategoria prawa jazdy. Wracając do tematu, wiosną 2015 r. duet stał się tercetem. Rolę głównego konia pociągowego przejął 100-konny Massey Ferguson, rocznik 89’. Z pozoru niewielka zmiana, ale cicha i szczelna kabina oraz napęd na 4 koła to tylko niektóre z jego zalet. Ma też oczywiście swoje wady, choćby z racji wieku miewa swoje humory. Nie on jedyny zresztą. Awarie zawsze się zdarzają, w starszym sprzęcie statystyczne ryzyko ich wystąpienia jest zwykle większe. Chociaż czytając komentarze w Internecie, chyba nie ma na to zasady.

Praca bez odpowiednich narzędzi…

Jest bez sensu. Akurat to cytat z jednej z reklam telewizyjnych. Chyba jakiegoś banku, mniejsza o to. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się cytować reklamy, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Ten tekst naprawdę ma głębszy sens! I piszę to całkiem poważnie. Jakie są wasze skojarzenia ze słowem narzędzia? Bo mnie to słowo kojarzy się głównie z warsztatem, w którym zresztą lubię spędzać czas. Praca w warsztacie, czyli naprawy, modernizacje czy tworzenie własnych urządzeń bez odpowiednich narzędzi nie ma najmniejszego sensu. No dobra, jakiś sens ma, ale potrzeba więcej czasu, siły fizycznej i cierpliwości. A czasem i pomysłowości, i abstrakcyjnego myślenia (ew. druciarstwa i prowizorki). Przykładowo, załóżmy że musimy odkręcić śrubę, która została przykręcona dobre 20 lat temu. Oczywiście przez te 20 lat działały na nią różne niekorzystne warunki atmosferyczne, siły zewnętrzne itd. – generalnie łatwo nie będzie. Zamiast męczyć się kluczem oczkowym, przedłużonym 2-metrową rurą można użyć klucza udarowego (pneumatycznego lub elektrycznego). Niestety połączenie zmęczonej życiem śruby i wysokiego momentu obrotowego generowanego przez klucz skończyło się ukręceniem śruby. Nic nie szkodzi, za pomocą półautomatu spawalniczego (znanego szerzej jako „migomat’) przyspawamy do wystającego kikuta nakrętkę. Gdy spaw nieco przestygnie, ponownie wykorzystamy klucz i wreszcie wykręcimy tę nieszczęsną śrubę. Takich przykładów, w codziennej pracy na gospodarstwie znajdziemy jeszcze wiele. Czy posiadacze ładowarek przegubowych, teleskopowych itp. wyobrażają sobie pracę bez nich?

Właśnie, gdzie ta ładowarka?

We wstępie obiecałem wyjaśnić dziwne procesy myślowe, jakie zaszły w mojej głowie podczas pracy ładowarką teleskopową. I zrobię to, ale w następnym akapicie. Wspomniana ładowarka to przedstawiciel najnowszej generacji teleskopowych ładowarek rolniczych marki Bobcat, dokładniej model TL 30.60HF. Maszynę testowałem na potrzeby Profi, więc poczułem się wręcz zobowiązany do przetestowania również takich elementów jej wyposażenia jak np. zestaw multimedialny. Co prawda dotykowy terminal ma sporo wspólnego z tabletem, ale zamiast ulubionego “jutubera” na ekranie zobaczymy co najwyżej obraz z kamery cofania. Póki co funkcja Bluetooth pozwala na przesyłanie jedynie dźwięku. Po połączeniu z naszym smartfonem, możemy posłuchać np. ulubionej muzyki czy prowadzić rozmowę przez wbudowany zestaw głośnomówiący. A wszystko uzupełnia zintegrowany uchwyt do telefonu. Wygodny i amortyzowany fotel operatora w ciągniku stał się standardem już dawno temu. Obecnie w ciągnikach najwyższej mocy fotel z opcją masażu nie jest niczym nadzwyczajnym. Przeróżne systemy wspomagania operatora, np. układy prowadzenia równoległego GPS czy komputerowe sterowanie sekcjami roboczymi coraz częściej można spotkać w mniejszych ciągnikach i maszynach.

Podsumowanie

Odpowiedź na pytanie postawione w tytule brzmi: chyba tak. I moim zdaniem nie jest to nic złego, wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś ma pracować po kilkanaście godzin dziennie za kierownicą ciągnika lub innej maszyny, to naturalnie powinien mieć zapewnione takie warunki, aby praca była jak najmniej uciążliwa. To samo tyczy się prac warsztatowych czy obowiązków względem zwierząt hodowlanych. Nie zawsze możliwości (głównie finansowe) pozwalają na zakup najnowszej technologii, ale życie niejednokrotnie pokazuje, że często z odrobiną pomysłowości można rozwiązać każdy problem. Zdrowie i życie mamy tylko jedno, warto więc o nie zadbać.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!