Pomaga i doradza innym, prowadzi bloga o tematyce prawa w aspekcie rolniczym. Poznajcie Monikę, której rolnictwo nie jest obce, jednak jej przeprowadzka na wieś nie była taka łatwa i oczywista.
Dzień dobry! Proszę na wstępie powiedzieć kilka słów o sobie.
Dzień dobry, dziękuję za zaproszenie do rozmowy.
Nazywam się Monika Urbanek, prowadzę Prawną Akademię Rolnika. Jestem radcą prawnym i od kilkunastu lat pracuję w zawodzie. Moim rodzinny miastem jest Toruń, od 4 lat mieszkam na wsi. Mam dwie córki – mają 6 i 4,5 roku. Staram się pogodzić pracę z życiem rodzinnym, co nie jest łatwym zadaniem.
Dlaczego właśnie prawo i doradzanie innym?
Tak naprawdę to nie wiem. Nie pochodzę z rodziny z tradycjami prawniczymi, jestem chyba pierwszym prawnikiem. 😉 Ale już od podstawówki wiedziałam, że chcę iść na prawo. Uwielbiałam serial Ally Mcbeal i to tylko przypieczętowało wybrany kierunek. 😉 Z wykształcenia jestem też politologiem-dziennikarzem, więc praca z ludźmi i dla ludzi to był mój kierunek już od początku.
A skąd pojawił się pomysł, by doradzać rolnikom?
Z życia. Moja kancelaria od początku, tj. od 2011 roku działała w niewielkim mieście, gdzie sporą grupę klientów stanowili rolnicy. Potem, gdy sama zamieszkałam na wsi, te sprawy stały mi się jeszcze bliższe. Ta specjalizacja pojawiła się naturalnie. Nie jest to jakiś pomysł oderwany od tego, co faktycznie na co dzień robię. Często też słyszałam od klientów, że trudno znaleźć prawnika, który rozumie specyfikę spraw gospodarzy. A to często ułatwia udzielenie kompleksowej pomocy prawnej. To mnie przekonało do zagospodarowania tej niszy na rynku.
Czy trudno było się Pani przeprowadzać na wieś i odnaleźć w rolniczym świecie?
Tak. Wychowałam się w mieście i lubię miasto. Czerpię energię z ruchu, tempa, lubię jak się dużo wokół mnie dzieje. Na wsi tego nie ma i tego mi najbardziej brakuje. Na szczęście dziewczyny są już większe i dużo jeździmy razem. Staram się zachować równowagę, jeżdżę do miasta jak tylko mogę. To pomaga z kolei zaakceptować mieszkanie na wsi. Chyba jeszcze nie mogę powiedzieć, że na wsi jest moje miejsce. To jednak długotrwały proces.
Co Panią najbardziej zaskoczyło w życiu na wsi, na gospodarstwie?
Zupełnie inne tempo życia, inne priorytety. Wiele razy spotkałam się również ze zdziwieniem, ludzie nie rozumieli dlaczego się przeprowadziłam. Czasami było to wręcz traktowanie jako coś podejrzanego. Trudno było mi się z tym pogodzić. Dziś już nie zwracam na to uwagi.
Czy przeprowadzka na wieś oznacza ograniczenia w kwestii dalszego rozwoju, nauki, szkolenia się?
Początkowo tak. Przeprowadzka to był dla mnie trudny moment, miałam wtedy dwójkę małych dzieci – starsza córka miała 1,5 roku, a młodsza miesiąc. Pierwszy rok był bardzo ciężki. Byłam daleko od przyjaciół, rodziny. Nie miałam możliwość brania udziału w szkoleniach, spotkaniach ze znajomymi, z którymi mogłam przedyskutować sprawy itp. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam szukać innych rozwiązań. Tutaj niewątpliwie „pomogła” mi pandemia, ponieważ przeniesienie różnych wydarzeń do Internetu otworzyło na nowo wszystkie możliwości. To gdzie mieszkam utraciło znaczenie. Teraz nie czuję żadnych ograniczeń. Rozwijam się chyba jak nigdy dotąd. Biorę udział w szkoleniach, konferencjach online. To jest świetne rozwiązanie zwłaszcza dla osób mieszkających z dala od wielkich miast, w którym skupiają się tego rodzaju wydarzenia.
To prawda, teraz przez Internet możemy dużo. Wracając do zawodu radcy prawnego. Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się do Pani rolnicy?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Rolnicy borykają się ze sprawami takimi jak każdy inny – sprawy rodzinne, rozwody, wypadki. Dodatkowo borykają się ze sprawami charakterystycznymi dla swojej grupy zawodowej. Tutaj prym wiodą sprawy administracyjne, spory o granice, zasiedzenie, zachowek. Tych spraw jest naprawdę dużo. Każdy klient przychodzi ze swoją unikatową historią.
Czy znajomość prawa wśród ludzi jest nadal znikoma?
Na pewno jest coraz większa. To widać z roku na rok. Kiedy rozpoczynałam pracę kilkanaście lat temu było na pewno gorzej. Dostęp do informacji poprzez Internet pociągnął za sobą ogromne zmiany. Trzeba jednak podkreślić, że świadomość swoich praw to jedno, ale odwaga żeby je egzekwować, to już zupełnie inna kwestia. Ale to na szczęście zmienia się chyba jeszcze szybciej. Ludzie rzadziej „odpuszczają”, walczą w sytuacjach, kiedy czują się niesprawiedliwie potraktowani.
To bardzo dobrze. Prowadzi Pani swój profil w mediach społecznościowych oraz świetnego bloga, na którym można znaleźć ogrom darmowej wiedzy. Skąd pojawił się na to pomysł?
Epidemia Covid spowodowała, że dosłownie w ciągu 1 dnia utraciłam możliwość pracy. Zlecenia w kilku gminach zostały anulowane. Kolejno odbierałam telefony: “zawieszamy, nie wiadomo co dalej”. Biuro musiałam zamknąć. O blogu myślałam już wcześniej, ale ciągle brakowało na to czasu. Sytuacja, w której się znalazłam wymusiła na mnie podjęcie szybkich kroków i przeniesienie prowadzenia kancelarii do sieci.
Na koniec proszę powiedzieć, za co lubi Pani swoją pracę? Za co najbardziej ceni?
Zdecydowanie za kontakt z ludźmi. Za to, że ciągle dzieje się coś nowego, przychodzą Klienci z zaskakującymi sprawami. Pomimo, że wymusza to ogrom pracy i generuje ogromną odpowiedzialność. To jest ciemna strona tego zawodu.
Dziękuję za rozmowę!
Dziękuję również.